Tomasz Lis – Prawy do lewego, 12.10.2025
Jan Józef Lipski napisał kiedyś słynny esej „Dwie ojczyzny, dwa patriotyzmy” o megalomanii i ksenofobii Polaków, za który, ponieważ esej był mądry i prawdziwy, dostał straszne baty od komunistycznej propagandy. Poniższy tekst, parafrazując Lipskiego, powinien nosić tytuł „jedna ojczyzna, dwa antysemityzmy”
W różnych krajach widzimy, jak działa prawo politycznej podkowy, czyli przyciągania się i upodabniania się różnych polityczno-ideologicznych przeciwieństw i fanatyzmów. U nas działa to może nawet najbardziej spektakularnie, cholera wie, może dlatego, że podkowa to pewien symbol przez stulecia najbardziej ukochanego przez Polaków zwierzęcia. Podkowa oczywiście finalnie Polskę tratuje. Tak się kończą pozbawione bezpieczników fascynacje.
Spójrzmy na naszą polską podkowę. Na jednym jej końcu skrajna prawica, na drugim fanatyczna skrajna lewica. Dzieli je prawie wszystko. Lewicowcy powiedzą, że skrajna prawica to brunatni, naziści lub przynajmniej faszyści, których powinno się izolować, a najlepiej zamykać.
Z drugiej strony skrajna prawica powie wam, że skrajna lewica to lewactwo, komuchy, czerwoni i w ogóle „a na drzewach zamiast liści…”, jak głosi wybitnie mało wyrafinowany wykwit naszej myśli prawicowej i prawicowego literackiego antytalentu.
Dzieli więc skrajną prawicę i skrajną lewicę prawie wszystko. Prawie, bo jesteśmy w Polsce, więc łączy je to, co Polaków łączyło zawsze, Żydzi, niechęć lub nienawiść do Żydów.
Prawica zawsze nienawidziła, bo zabili nam Pana Jezusa, a do tego Żydzi rozpijali Polaków i uderzali w nasze ekonomiczne interesy. Lewica nienawidzi Żydów nie ze względu na zamordowanie Jezusa, sama to gorliwie robiła przez dziesięciolecia, ale przez to, że zabijają biednych Palestyńczyków. Nawiasem mówiąc, sojusz niby postępowej i progresywnej lewicy z wczesnośredniowiecznym kultem śmierci, które reprezentuje wszystko, co jest totalnym zaprzeczeniem lewicowych ideałów, prawa kobiet, ludzi LGBT czy tolerancja religijna, to jeden z największych absurdów naszych czasów.
Nie chcę tu wchodzić w niepotrzebne rozważania, czy Braun jest gorszy niż Zandberg, czy odwrotnie. Pomijam też magiel i plotki, że obaj wywodzą się z narodu, który ich antysemityzm czyni szczególnie perwersyjnym. Nie moja sprawa, ja nikomu do gaci zaglądać nie będę. Po co ich zresztą różnicować, obaj, z różnych powodów, robią równie niemądrą i szkodliwą robotę, upowszechniając niestety chorobę psychiczną, jaką jest antysemityzm.
Z pewnego punktu widzenia Zandberg jest jednak według mnie gorszy. Braun reprezentuje klasyczną, nieskalaną nadmierną refleksją, swoiście autentyczną i biologiczną myśl prawicową: nienawidzimy Żydów i gardzimy Żydami i chcemy z nimi walczyć. To nienawiść w całej swej brunatności czysta i niepokalana. Wszystko jest jasne i widoczne jak na dłoni
Antysemityzm lewicowy jest bardziej wyrachowany, na swój pokraczny sposób wyrafinowany i pełen hipokryzji. Nienawidzimy Żydów, bo Izrael uprawia kolonializm, a my bronimy ofiar kolonializmu, bo tak nam nakazują nasze sumienie i nasza szlachetność. Czyli to nie nienawiść z trzewi, domagająca się potępienia i zasługująca na potępienie, ale nienawiść wyrafinowana i uszlachetniona, zasługująca na uznanie i podziw.
I tak było zawsze. Naziści nienawidzili i gardzili, a potem mordowali z nienawiści czystej i nieokiełznanej. Lewicowcy w imię wielkiej i dobrej idei. Ich nienawiść i mordercze instynkty były podbudowane erudycją, a nawet religijnością lub instynktami parareligijnymi. Lenin był dobrze wyedukowany, Stalin skończył szkołę cerkiewną, a Castro katolicką. Pol Pot, zanim wymordował półtora miliona ludzi, studiował na Sorbonie. Może Mao był prostakiem, ale cała reszta miała pewne intelektualno-duchowe szlify. W efekcie zabijali nie z nienawiści, ale dla dobra ludzkości lub przynajmniej w interesie ludu pracującego.
Stalin w imię dobra ludzkości wymordował miliony, a w imię świetlanej przyszłości zagłodził kolejne miliony i zbudował Gułag. W imię walki z uciskiem zbudowano najbardziej makabryczny i morderczy ustrój w historii. Komuniści kochali ludzkość, ale nienawidzili człowieka. Nie przez przypadek Majakowski pisał „jednostka zerem, jednostka bzdurą, głosik jednostki cieńszy od pisku (…). Partia to ręka milionopalca, w jedną miażdżącą pięść zaciśnięta”. Jednostka ma więc prawo istnienia, pod warunkiem że w partii i podporządkowana jedynie słusznej postępowej idei.
Antysemityzm lewicy też jest bardziej załgany niż prawicowy i bardziej pokrętny, plus nasycony hipokryzją. To w ogóle antysemityzm? Ależ skądże znowu, to antysyjonizm i antyizraelskość. Tu subtelność jest jednak bardzo wątpliwa, bo nazywanie antysemityzmu antysyjonizmem praktykowali już Gomułka z Moczarem, a od tej tradycji Zandberg na pewno kategorycznie by się odciął. Co z tego jednak, że by się odciął, skoro dokładnie tę tradycję kontynuuje, jakich zaklęć dla ukrycia tego by nie używał.
Nie ma co oczywiście marnować czasu na stratyfikacje antysemityzmu i jego wysublimowaną dywersyfikację. Frankizm jest zawsze zły, niezależnie od tego, czy uosabia go generał Franco, czy Franek Sterczewski. Chorobę psychiczną zaś warto starać się zrozumieć, ale przede wszystkim trzeba ją leczyć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz