Tomasz Lis – Wiatr ze Wschodu, 16.11.2025
Niezasłużenie i niesłusznie zignorowane zostało warte analizy wystąpienie pana Karola Nawrockiego w Święto Niepodległości. Niesłusznie nie tylko przez wzgląd na fakt, że wygłosił je człowiek pełniący obowiązki prezydenta RP. Niesłusznie, bo było to chyba najbardziej antyzachodnie wystąpienie ważnego polskiego polityka po 89 roku, do tego baseballem wskazujące kierunek, w którym część Polski zmierza, a chce za sobą pociągnąć całą resztę.
Odrzucam na wstępie argument, że analizy kibola i jego wywrzeszczanych baseballowych wynurzeń nie mają sensu. Otóż mają, bo kibol przy pomocy baseballa może jednak całkiem plastycznie unaoczniać nam stojącą przed krajem, państwem i narodem alternatywę.
Wystąpienie oparte było na metaforze zaczerpniętej z wiersza Słowackiego „Grób Agamemnona”, co mogłoby być nawet budujące, bo o co jak o co, ale o czytanie poezji, nawet tej z wypisów szkolnych, narodowego baseballa byśmy raczej nie podejrzewali. Tu jednak nasza radość się kończy, bo słowa wieszcza snus interpretuje w sposób wypaczający ich istotę, pokraczny i wykoślawiony.
„Pawiem i narodem byłaś i papugą”, pisał Słowacki, co odnosiło się raczej do czasów saskich i oświeceniowych, a krytyką, jeśli było, to akurat braku narodowej jedności z czasów Powstania Listopadowego. W wystąpieniu więc raczej wykluczającym niż jednoczącym, Nawrocki odwoływał się do wiersza brak jedności krytykującego, co jest fikołkiem pasującym raczej do sali gimnastycznej niż do wystąpienia w Święto Niepodległości.
O co mu idzie? Nawrocki, tradycyjnie mówiący o sobie w trzeciej osobie, powiedział zresztą całkiem jasno: „prezydent nie pozwoli, żebyśmy znowu bezwolnie kopiowali to, co przychodzi z Zachodu”. To nawet zabawne, że Nawrocki użył przeciw swym adwersarzom de facto tego samego argumentu, którego miłośnicy Targowicy używali przeciw swym oponentom ze stronnictwa oświeceniowego i konstytucyjnym reformatorom.
Nawrocki wyraźnie lubi dosłowność i stawianie kropki nad i, bo całkiem wyraźnie skrytykował polityków gotowych oddawać „po kawałku naszą wolność, suwerenność i niepodległość obcym instytucjom, trybunałom i agendom Unii Europejskiej”, co może sprawić, że staniemy się kolonią. A tu Cię mam, robaczku, tu Cię boli — od razu pomyślałem. Nawrocki po sekundzie dodał, że mówi to wszystko jako zwolennik Unii Europejskiej, ale zabrzmiało to jak bezpiecznikowa deklaracja żydożercy, który wygłaszając antysemicką filipikę, podkreśla, że to, co mówi, to żaden antysemityzm, bo osobiście to on do Żydów nic nie ma, a bo dwóch to nawet zna osobiście i do tego całkiem lubi.
Z tymi znajomymi Żydami jest więc jak z deklaracją o byciu zwolennikiem UE. Służą tylko temu, by bez przeszkód i bolesnych skutków wygłaszać poglądy czy to antyunijne, czy antysemickie. Czyli: ogólnie nie jestem przeciwnikiem Unii, ale stanowi ona dla nas wielkie niebezpieczeństwo, tak jak antysemitą nie jestem, ale na Żydów trzeba uważać, bo wiadomo, jak to z nimi jest.
A tak konkretnie to, Karolku, o co chodzi? Że jak już depczemy praworządność i łamiemy prawo, to żeby nam się żadne TSUE czy ETPCz nie wpieprzało, że to wbrew konstytucji i nie odmawiało nam kasy z takiego KPO, z którą już chłopaki nie tylko z Suwerennej Polski, ale z całego PiS dobrze wiedzą, co zrobić. Nie o to?
Cytat ze Słowackiego był więc dość brutalnie na bieżące potrzeby polityczne zinstrumentalizowany, wykręcony jak skarpetka tył na przód, a jego sens w imię nacjonalistycznej ideologii wykoślawiony tak, że jeśli mieszkańcy Krakowa odczuli we wtorek jakieś drżenie powietrza, to zapewne był to efekt ruchów wykonywanych przez przewracającego się w grobie Słowackiego.
Nie jesteśmy oczywiście zaszokowani, że historiozoficzna refleksja pana prezydenta idzie szlakiem wytyczonym przez dumnego podwawelskiego poprzednika, perorującego w swoim czasie o wyimaginowanej wspólnocie i zapewniającego, że „nie będą nam tu w obcych językach”.
Nie jesteśmy też zdziwieni, że Nawrocki, tak wystraszony wpływami z Zachodu i „obcymi ideologiami będącymi protezami chrześcijaństwa”, tak mało zaniepokojony jest potencjalnymi wzorotwórczymi niebezpieczeństwami wynikającymi z kopiowania tego, co na Wschodzie. Co to, to nie. Gdy za płotem wojna, ja zdecydowanie bardziej bałbym się groźby ruskiego imperializmu, wschodniego myślenia i ruskiego mentalu. Ale zapewne jestem po prostu człowiekiem zajęczego serca, nie to co Karol, mający waleczne serce na kibolskich ustawkach kształtowane i wzmacniane.
Skądinąd uczciwe i transparentne wydaje mi się to, jak co roku wygląda trasa tzw. Marszu Niepodległości. Ruszają z Ronda Dmowskiego, co zrozumiałe, biorąc pod uwagę, że na Zachodzie, a nie na Wschodzie widział dla Polski niebezpieczeństwa, Hitlera podziwiał i był ojcem polskiego antysemityzmu. Po opuszczeniu ronda uczestnicy są topograficznie zmaltretowani i sterroryzowani koniecznością podążania Alejami zwanymi Jerozolimskimi, a potem już, prawą marsz, pokonują most Poniatowskiego i dzielnie idą w kierunku wschodnim, z którego przez stulecia przychodziły do Polski wszelkie nieszczęścia, ale którego to Wschodu wpływów pan Karol się nie obawia i groźby, że to Wschód uczyni nas kolonią, nie dostrzega.
To przed kim, do cholery, mają nas chronić ci amerykańscy żołnierze, których obecność tak wychwala? Przed Litwą, Estonią? Czy przed kolejnym potopem szwedzkim, który już chyba niegroźny, skoro Szwecja do tego samego NATO co my się zapisała?
Polska geopolityczna układanka jest niestety bardzo prosta i od kilku stuleci niezmienna, poza tym, że kiedyś na nieszczęście Polski żadnej UE i żadnych zachodnich, europejskich trybunałów nie było.
Albo we wschodnim stylu depczesz konstytucję i praworządność, a wtedy patriotom zostają skargi składane do tych złych zachodnich trybunałów, albo w europejskim stylu praworządność przywracasz, a wtedy zdrajcy, kanalie czy złodzieje spieprzają do Łukaszenków, Orbanów czy innych piesków Putina, który oczywiście żadnej kolonii zrobić z nas nie chce, a zagrożenia i groźne wpływy lokuje dokładnie tam, gdzie nasz Karol.
Trudno zresztą dokładnie powiedzieć, czy w Święto Niepodległości nasz Karol mówił bardziej Kaczyńskim, Bosakiem i baseballem, czy Duginem, Ławrowem i Putinem. Wiemy tylko, że pasowałby mu nad Wisłą taki porządek jak pierwszym dwóm i ostatnim trzem. Oraz że dokładnie z tym i z takim myśleniem musimy walczyć, jeśli nie chcemy, by za jakiś czas Polska była ruską kolonią czy protektoratem.
Ostatnio Karol opowiadał, że często rozmawia w Belwederze z duchami Piłsudskiego. Jeśli którejś nocy nie z duchem marszałka, a z duchem księcia Konstantego w Belwederze pogada, który to duch od kilku miesięcy zdaje się tam być obecny, to usłyszy, jaki dylemat stoi przed Polską. A jak mu będzie mało, to resztę dopowiedzą duchy Bieruta i Jaruzelskiego, którzy też w Belwederze w swoim czasie pomieszkiwali. Było to w czasach, gdy przywódcy Polski też najbardziej bali się wpływów Zachodu, choć doskonale wiedzieli, że tak naprawdę grożą nam tylko Ruscy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz