Hołownia zafundował kryzys nie tylko sobie, ale i całej Koalicji 15X, a może jej przede wszystkim.
Nie dość, że po przegranych wyborach koalicja rządowa ciągle jest w blokach startowych (a nawet w dołkach), szykuje się ciągle do startu, przeciwnicy zaś daleko przed nimi, biorą pierwszy zakręt.
Rekonstrukcja rządu stanęła w miejscu, Hołownia nadal ma słabą kartę negocjacyjną, a teraz ma trefną, znaczoną.
Donald Tusk i taką dopuści do gry, bo nie ma dobrego wyjścia.
Co pchnęło Hołownię do zdrady? Ano, zidentyfikowane obiekty latające w jego narcystycznym umyśle, mają one krótką nazwę: ja. Na przeszkodzie freudowskiego „ja” Hołowni stoi Tusk, więc chciałby go wymienić.
Najlepiej na siebie, co jest niemożliwe, zatem padają niezdrowe sugestie, w zastępstwie Hołowni miałby być np. Sikorski. Minister spraw zagranicznych to wybitna postać, ale w takiej roszadzie osłabiłby jeszcze bardziej rząd.
Wyczuł Kaczyński i jego piarowcy Bielan i Kamiński (tak!), że nadepną na ego Hołowni, aż pójdzie smród.
No i skutecznie zapaskudzona została atmosfera polityczna w rządzie. Kaczyński uwija się z równoległym smrodkiem: imigrantami.
Tak toczy się nasz światek polityczny, który Hołownia przez swoją nocną postawę uczynił półświatkiem, stanął w nocy pod latarnią u Bielana, media oczywiście to wykryły – i kusił.
Niestety na ten towar nie dali się nabrać polityczni alfonsi, wykorzystali panienkę, która sama do nich przyszła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz