Z pamięcią jest jak z raną: nie wolno jej rozdrapywać dla zysku.
Kiedy dokumenty po ofiarach Holokaustu trafiają do katalogów aukcyjnych, dzieje się coś więcej niż moralny błąd.
To moment, w którym cywilizacja opuszcza wzrok, a rynek zaciera ręce.
I właśnie ten moment trzeba dzisiaj nazwać po imieniu.
Marian Turski, więzień numer 83543, mówił w 75. rocznicę wyzwolenia Auschwitz:
„Nie bądźcie obojętni. Auschwitz nie spadło z nieba.”
Te słowa nie są przestrogą z przeszłości. One są diagnozą teraźniejszości.
Ślad, który nie ma ceny
— felieton o handlu pamiątkami po Holokauście, o przyzwoitości i pamięci.
Jest coś perwersyjnego w widoku katalogu aukcyjnego przepełnionego papierami, karteczkami, zdjęciami i listami — rzeczami, które kiedyś były fragmentami życia ludzi, których życie brutalnie przerwano.
Ktoś je posegregował, opisał, sfotografował, wystawił numerem licytacji i zaproponował, żeby „ktoś” dał za nie ofertę.
To nie są antyki bez kontekstu: to świadectwa straty, dokumenty, które noszą imiona, adresy, daty.
To — w najbardziej dosłownym sensie — czyjeś pamięci.
A pamięć nie jest na sprzedaż.
W ostatnich dniach na pierwszy plan wyszła sprawa katalogu niemieckiego domu aukcyjnego Felzmann w Neuss, który planował licytację ponad 600 przedmiotów i dokumentów związanych z nazistowskim systemem terroru — listów, kart więźniarskich, akt i innych materiałów identyfikujących ofiary.
Reakcja była natychmiastowa: muzea, instytucje pamięci, organizacje żydowskie i politycy wezwali do wycofania oferty.
W ciągu kilku dni katalog zniknął ze strony aukcyjnej, a sprawa trafiła do debaty publicznej.
To nie jest incydent — to powracająca rana.
Rynek co jakiś czas próbuje nadać cenę temu, co powinno być dostępne wyłącznie dla pamięci zbiorowej, nie dla prywatnej własności.
Dwie logiki — i tylko jedna jest ludzka
Dlaczego to tak boli?
Bo tu ścierają się dwie logiki:
1. Logika pamięci:
Rzeczy po ofiarach powinny trafić do muzeów, archiwów, instytucji edukacyjnych — tam, gdzie ich znaczenie zostanie zrozumiane i zachowane.
2. Logika rynku:
Wszystko można wycenić. Wszystko można sprzedać.
Wszystko staje się towarem.
Ale gdy pamięć staje się towarem — traci godność.
Zamiast pytać „kim byli ci ludzie?” ktoś pyta „ile to warte?”.
To nie tylko nietakt.
To wtórna dehumanizacja.
„Nas była zawsze maleńka mniejszość” — a dziś jest jeszcze mniejsza
Marian Turski w jednym z wywiadów powiedział:
„Nas była zawsze maleńka mniejszość. Została jeszcze mniejsza.”
Dzisiaj każdy ich przedmiot — list, kartka, zdjęcie — to nie „unikat”, lecz świadek, który nie może mówić.
Jeśli trafia na aukcję, zamiast do archiwum, znika kolejna szansa na to, by pamięć była wspólna.
Bo pamięć Zagłady musi być wspólna.
W przeciwnym razie rozpada się jak domek z kart.
Drugie dno: zaniedbania, które teraz wracają
Po II wojnie światowej przedmioty ofiar trafiały do przypadkowych miejsc:
wywożono je jako makulaturę,
nagrobki żydowskie używano jako materiał budowlany,
zdjęcia i dokumenty lądowały na strychach, w piwnicach, w szufladach ludzi, którzy nie rozumieli, co trzymają.
Dziś, kiedy muzea próbują odzyskać, skatalogować i zabezpieczyć te ślady — rynek wyrywa je z rąk historii i próbuje przemienić w towar.
Aukcje takie jak ta nie tylko urażają moralność.
One obrażają pracę pamięci, która trwa od lat i nigdy nie jest skończona.
Potrzeba prawa, nie tylko wstydu
Gwałtowne reakcje były słuszne.
Ale nie wystarczą.
Musimy zadać pytania, od których zależy przyszłość pamięci w Europie:
Czy prawo powinno zakazać komercyjnej sprzedaży dokumentów identyfikujących ofiary ludobójstw?
Czy powinna istnieć europejska instytucja nadzorująca obrót takimi materiałami?
Czy państwa powinny mieć obowiązek przejmowania i archiwizowania takich zbiorów?
To pytania o charakter etyczny, prawny i cywilizacyjny.
Bo pamięć o Zagładzie jest nie tylko historią — jest testem człowieczeństwa.
Gdy pamięć staje się towarem, cywilizacja traci kompas
Przyzwoitość to słowo, które wielu nadużywa, ale w tym kontekście odzyskuje znaczenie.
Przyzwoitość to decyzja:
Co robimy z przedmiotem, który przetrwał zbrodnię?
Oddajemy go do muzeum?
Czy do katalogu aukcyjnego?
Przyzwoitość to działanie:
presja na instytucje,
reagowanie na próby komercjalizacji,
wspieranie miejsc pamięci,
dopominanie się o jasne i twarde prawo.
Jak mówił Turski:
„Nie bądźcie obojętni — bo obojętność jest pierwszym krokiem.”

Jeśli chcemy być społeczeństwem przyzwoitym, musimy dopilnować, by przedmioty ocalałe z Zagłady trafiały tam, gdzie ból zamienia się w naukę dla świata — nie w cenę wywoławczą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz