Hołownia jest taki, jak każdy widzi. Sprawny medialnie, politycznie niezorientowany. Dlatego startował w wyborach prezydenckich i osiągnął wynik z przeceny – 4,99%.
Mógł więcej, ale nie powinien startować. Zawiodła go znajomość polityki, twierdzę, że też inteligencja, którą widać jak na dłoni w jego otwartych książkach, zawierza w nich swoją wielkość różnym świętym, którzy niewątpliwie mieli problemy osobowościowe, dzisiaj to zwłaszcza widać w świetle nowoczesnej psychiatrii.
Hołownia wspiął się bardzo wysoko, bo do numeru dwa w państwie. Osiągnął to dzięki przypadkowym mechanizmom politycznym. Polityka taka jest, wywyższa maluczkich, wielkich strąca w przepaść.
Złapał pana Boga za nogi, a ten (zwłaszcza w sferze symbolicznej) zawsze strąca. Najsłynniejsza alegoria to Wieża Babel. Przecież mniemany Pan w niebiesiech nie jest gotowy na konkurencję, bądź współdziałanie. Niestety nasz Hołownia o tym nie wie, bo to gwazda medialna, a nie intelektualna, bądź polityczna.
Co z nim dalej? Zaprzysiężenie Nawrockiego, następnie będzie musiał zdać marszałka, a nie chce stanowiska wicepremiera. Wychodzi na to, że gwiazdka Hołowni zabłysła na krótko i spadła w ciemność (nie tylko wyznawanych przez niego wartości).
Partia mu się rozpada, ma w niej polityków z odzysku, a także takich oblechów jak Gramatyka – przy którym sprawdza się teoria potęgi absmaku Zb. Herberta.
Jak pisze maglara polityczna Dominika Długosz, jego zmierzchającą partią Polska 2050 rządzi Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, nawet ją sprywatyzowała i wystawiła swoją kandydaturę na wicepremiera.
Z takim współkoalicjantem Donald Tusk może oczekiwać tylko kłopotów, bo dzieciarnia chce papu, a nie jest w stanie wykreować żadnej perspektywy działania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz